4.12.2014

O irytacji i o wyobraźni.

Wyobraźnia-wacik na sznurku połknięty przez bulimiczkę, kolorowe mleko wyrzygane na płótno, kleksy: minizorza polarna, skurcze i pot zimny, ciało w chińskie osiem,a nogi się trzęsą. Wyciągam długie jelita z ust szeroko otwartych i owijam wokół pięści, potem na łokciu. Istny kabel od odkurzacza starej generacji, kiedy jeszcze nie można było nacisnąć guzika, żeby wessało ten kabel pod obudowę, bo brzydki.
Przyjemnie skupiona, zarazem przeżywam konwulsje; słodka ślina cieknie. Obrzydliwe, ale fascynujące: "jak ty to robisz" [nie wiem]. I zaraz nowe skurcze, ale brudną partię całego procesu mam zamkniętą w komórce pod schodami. 

*

Dwa tygodnie przeżyłam na nowych lekarstwach jako człowiek wesoły, miły i towarzyski, z nadzieją na długą remisję i pewną ulgę, a przed chwilą znowu poczułam przemożną irytację. Rozmawiałam z klientką w galerii i po prostu nagle pstryk, mlaskanie tej kobiety po każdym wypowiedzianym słowie zaczęłam słyszeć głośniej niż cokolwiek innego.. .  Taka irytacja ta w zależności od natężenia potrafi skutecznie spieprzyć każdą sekundę, uczynić koszmarnymi, dożynającymi, niemożliwymi interakcje z innymi ludźmi ["ależ pani sympatyczna...!!" ]. Rezygnacja i bezsilność, nie chcę tego znowu, nie przed świętami, nie po takim krótkim oddechu, cholera!

2 komentarze:

  1. Amelka5.12.14

    Spokojnie... mi pomaga świadomość, że ten nastrój też minie. że w sumie nic nie trzeba robić, bo to loteria jest. Choć oczywiście pomaga dbanie o siebie - odpowiednia ilość snu, lampa naświetlająca ;) ograniczać ilość zobowiązań. Ignorować swoje nastroje, a raczej to słynne buddyjskie - przyjrzeć się im, niech sobie będą, one nie są mną. Gdzieś w środku jest to ego, które z dystansu obserwuje, analizuje, pisze bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałam tej buddyjskiej sentencji, wezmę ją sobie od Ciebie, wydaje się rzeczywiście uspokajająca i przydatna. Takie akceptujące przyglądanie się nastrojom wydaje mi się bardzo trudne. Och, ego ;)

    OdpowiedzUsuń